Życie Róży
usłane „kolcami".
Róża o swoim życiu.
Rzeczywiście przeżyłam prawdziwe piekło. Jako małe dziecko nie mogłam nigdzie usiąść w domu, bo ojczym, który nie jest moim biologicznym tatą, zawsze groził, że mnie zabije. Nieraz, jako mała dziewczynka, uciekałam z domu na potwornym mrozie w samych rajstopach. Dlatego teraz jestem taka wysportowana, bo musiałam przed nim uciekać i przeskakiwać przez wszystko, co napotkałam na drodze i to w niezłym tempie, żeby mnie nie dopadł.
Więcej?! Tylko dla ludzi o mocnych nerwach ➡
Czasami jednak nie zdążyłam przeskoczyć przez bramę i potem leżałam w kałuży krwi. Straszliwie się nade mną znęcał. Potrafił łapać za włosy i bić moją głową z całych sił o ścianę. Tłukł mnie do nieprzytomności. Przy tym wszystkim wydzierał się, że mnie zabije, że nie mam prawa żyć. Takich sytuacji w domu przez całe moje życie były tysiące. Ojczym siedzi w więzieniu, ale niebawem ma z niego wyjść. Pewnie wścieknie się na mnie i zacznie mi grozić. On taki już jest. Tego typu ludzie się nie zmieniają. To jest potwór. Przez wiele lat opowiadał, że się zmieni, ale zawsze robił to samo. Już, kiedy zaczęłam chorować, kolega zabrał mnie na festyn. Tam, znienacka, złapał za nóż i próbował wbić mi w plecy. Przy wszystkich ludziach, którzy byli w szoku. Pewnie, gdyby nie ten kolega, już bym nie żyła.
Nie ukrywam, że miałam chwilę załamań. Jako ośmiolatka byłam już w takim stanie, że prosiłam Boga, by mnie zabrał z tego świata. Nie miałam już siły. Teraz dzieci narzekają i nie chcą się uczyć. Ja nie narzekałam. Uczyłam się, choć nie miałam ku temu warunków. Lekcje odrabiałam na dworze, by nie zerkać co chwilę, czy nie rzuca do mnie siekierą, co również się zdarzało, albo nie próbuje trafić mnie płytkami. Mógł ze mną wówczas zrobić, co tylko chciał. Rzucał mną jak workiem treningowym. Teraz mam 31 lat i potrafię się postawić, choć jestem słaba. Pewnie wewnętrznie się boję, ale nie mogę tego okazywać. To byłoby najgorsze, bo on by wtedy triumfował. To chory człowiek z odchyłami, który ma zawsze nóż przy sobie.
Na takie warunki, w jakich żyłam, to i tak się dobrze uczyłam. Mogę być tylko wdzięczna Bogu, że był zawsze przy mnie. To był w dzieciństwie mój jedyny przyjaciel. Teraz bardziej odważna niż wtedy, kiedy byłam małym dzieckiem. Nie wszyscy chcą wierzyć, że wywodzę się z tak patologicznej rodziny. Osoby z tego typu rodzin raczej uciekają w pijaństwo i inne rzeczy. Mnie nigdy do tego nie ciągnęło. Dla mnie to było wielkie zło. Zawsze miałam inne cele. Od dziecka marzyłam o sporcie i jemu chciałam się poświęcić. Teraz w jakimś stopniu to się spełnia. Dlatego czuję się bardzo szczęśliwa.
Dla kogoś to, co posiadam, to może nie jest wiele, ale dla mnie to wielkie bogactwo. Przede wszystkim mam nową rodzinę. Poznałam też wielu wspaniałych ludzi na swojej drodze. To największy dar. Gdyby nie choroba, to pewnie nigdy bym ich nie spotkała.
Mówimy także o przybranej mamie? Kiedy wreszcie po wielu latach wizyt u różnych specjalistów zdiagnozowano u mnie neuroboreliozę stawowo-mózgową, znalazłam się w trudnej sytuacji. Zgłosili się wówczas do mnie znajomi ze „Szlachetnej Paczki". Następnie w moim życiu pojawiła się pani Kasia Lach-Pieszczek, która mnie znalazła i przygotowała dla mnie paczkę. Przyjechała do mnie wówczas. Zresztą do tej pory mam z nią kontakt i bardzo ją cenię. To wspaniały człowiek. Ona mnie zapoznała z-jak to mówię-adopcyjną mamą Anią Chodowiec. Jej rodzina jest teraz dla mnie drugą rodziną. Prowadziła ona prywatny gabinet biorezonansu i trafiłam do niej z moim porażeniem. Nie chciałam jechać, bo jestem nieśmiała, ale zaufałam Kasi. Kiedy otworzyła drzwi do gabinetu, miałam wrażenie, jakbym zobaczyła anioła. Była uśmiechnięta, a potem przekonałam się, że jest czuła i wrażliwa. Tak poznałam też jej córkę Olę. Próbowała złapać ze mną kontakt. Byłam tym zaskoczona, bo to byli ludzie z zupełnie innej bajki, z zupełnie innego świata. A ja byłam takim Kopciuszkiem, a może nawet gorzej. Ktoś jednak w końcu zwrócił na mnie uwagę. W końcu zaprosili mnie do siebie i tak zaczęły się zacieśniać więzy między nami. U nich w domu zobaczyłam, jak wygląda prawdziwa rodzina. Poznałam, co to: czułość, troskliwość, prawdziwy wspólny posiłek. Zobaczyłam, jak wyglądają rodzinne wyjścia z domu i jak można fajnie spędzać czas przy wspólnym oglądaniu telewizji. To były niesamowite chwile dla mnie. Cieszyłam się z najmniejszych drobiazgów. Zaopiekowali się mną. Spędziliśmy razem święta. Nazywają mnie „naszą Rózią", a nawet córeczką. To dla mnie najwspanialsza rodzina, jaką mogłam sobie wymarzyć. Mam biologiczną mamę, ale ona nie okazywała mi tyle uczuć. A ja marzyłam o takiej mamie, jaką znalazłam w tej rodzinie. To największy dar, jaki mógł mi zesłać Bóg. Zawsze będę ich kochać nade wszystko i będę im wdzięczna za to, co dla mnie zrobili, do końca swoich dni... Dodano: 28 sierpnia 2021 r.
§ Prawo drogowe § - przepisy wybrane